kolaż

kolaż

niedziela, 24 stycznia 2016

Sponsoring..... full service vs DIY

Pisząc ten post, tak naprawdę zapowiadam kolejny. "Słownik papierologii amerykańskiej" is in progress, więc dajcie mi jeszcze chwileczkę, a obiecuje podrzucić za niedługo bardzo przydatną rzecz :D
W międzyczasie (uzbrojeni w cierpliwość), poczytajcie sobie o biurach, sponsorach i opcjach Work & Travel.....



POLSKA AGENCJA POŚREDNICZĄCA


Już była pokrótce o tym mowa w poprzednim poście (5 kroków do USA). To bardzo ważne, które biuro wybierzecie! W końcu od momentu podpisania umowy aż do waszego wyjazdu - z kimś będziecie musieli się użerać :P  
Oczywiście taka agencja ma wam pomóc! (rzecz jasna nie za darmo) ;) Więc, na co możecie liczyć z ich strony? Na pewno będzie to: 
  •  pomoc w znalezieniu pracodawcy i lokum, w czasie waszego pobytu w USA (przy współpracy z sponsorem); 
  • przygotowanie, zebranie i dostarczenie wszystkich potrzebnych dokumentów; 
  • umówienie was na spotkanie z konsulem;
  • zagwarantowanie ubezpieczenia; 
  • no i wszelkie wsparcie w nagłych ( i nie nagłych) przypadkach  (przed, w trakcie i po) :D
Pamiętajcie jednak, że każde biuro cieszy się swoją autonomią. Oprócz wymienionych wyżej zobowiązań, każde z nich ma swoje prawa i zasady. Wybierajcie zatem z głową! 
Tutaj, podrzucam wam link do listy takich agencji, które udostępniła Ambasada w Wawie:
(No właśnie, zaglądajcie na stronę Ambasady Stanów Zjednoczonych- LINK - czasami coś wpadnie mądrego). 

NOTA ODE MNIE:
* Biuro. Jako dwukrotna uczestniczka programu, mogę coś zarekomendować, tym bardziej ze miałam w sumie do czynienia z 3 agencjami. Pierwszą z nich był CAMP LEADER (LINK). Zajmuje się on organizacją pracy na campach, co troszkę różni się od typowego W&T (będzie o tym kolejny post: "Camp vs W&T"). Początkowo planowałam jechać właśnie na taki camp i niemal całą procedurę rekrutacyjną przeszłam. Jednak mi się pozmieniał i w ostatniej chwili zrezygnowałam. A wszystko po to aby było lepiej. I było! Wracając jednak do samej agencji, to z czystym sumieniem mogę polecić. Moim konsultantem w Krakowie był Łukasz, który osobiście wszystko fajnie wyjaśnił. Po założeniu profilu na stronie Camp Leader (po angielsku), ktoś od nich jeszcze to sprawdza i ewentualnie poprawia. Generalnie wszystko dopięte na tip-top. Polecam, choć sama nie skorzystałam.
Więc tak, ostatecznie (za pierwszym razem) jechałam z biura ALMATUR (LINK). Plusem jest na pewno to, że mają siedzibę w Warszawie i w Krakowie (czasami łatwiej załatwić coś osobiście). Choć w moim przypadku, ten Kraków nie okazał się mega pomocny. Raz poszłam właśnie do ich biura w krk i przyjęła mnie Pani Marzenka (chyba tak miała na imię). Dawno nie spotkałam tak zmanierowaną i flegmatyczną osobą, aż miałam ochotę ją przeprosić, że musi pracować :P Dlatego olałam Kraków i kontaktowałam się bezpośrednio z Wawą, gdzie z pomocą Pana Adama (bardzo fajny, wyluzowany facet) załatwiliśmy wszystkie formalności ;).
Z kolei w zeszłym roku wybrałyśmy biuro FOSTER (Jobster; LINK) i tutaj w 100% mogę polecić tą agencję. Wszystko bardzo fajnie zorganizowane, wyjaśnione, na czas. Naszą konsultantką była Pani Anastazja, bardzo sympatyczna i sumienna dziewczyna. Odpisywała na każdego maila niemal od razu. Nawet miałam taką sytuację, że napisałam do niej przed północą, (myśląc, że jak kobita przyjdzie jutro do pracy to mi odpisze z rana) a tu nie!Po 10 minut, od  wysłania mojej wiadomości, dostałam od niej odpowiedz :D Więc jak najbardziej polecam!

* Ubezpieczenie. Macie gwarantowane ubezpieczenie w czasie waszej pracy (od nieszczęśliwych wypadków, chorób itp.) W zależności jaką polisę ubezpieczeniową wykupi (za wasze pieniądze) biuro, będzie ono obejmować różne kryteria. Mogę was jednak zapewnić, że nie pokryje ewentualnej wizyty u dentysty, więc przed wyjazdem sprawcie sobie wszystkie ząbki dokładnie ;) Tak jak powiedziałam, wszystko zależy od tego, co wasz ubezpieczyciel oferuje. Czasami wasze ubezpieczenie pokrywa cały okres waszego pobytu w Stanach, a czasami tylko okres zatrudnienia. W naszym wypadku (2015: SEVEN CORNERS, LINK), ubezpieczenie obejmowało tylko czas pracy, ale z możliwością przedłużenia (za niewielką cenę, ok $ 30) na okres podróżowanie. I tak, też zrobiłyśmy. Na szczęście! Tak się składa, że Ania (mój kompan w podróży) dostała uczulenia i musiałyśmy iść do szpitala, gdzie samo przyjęcie z tego co pamiętam kosztował $50 (dalsze koszty nie są nam znane). Inna sytuacja: nasz znajomy w trakcie pracy uszkodził sobie bark. Kolejnego dnia pojechał do szpitala, gdzie go "naprawili", jednak za taką wizytę dostał też rachunek o przerażającej kwocie $$$$ (oczywiście, on nic nie płacił, ale jego ubezpieczyciel już tak). Musicie zatem wiedzieć, że leczenie w USA jest mega drogie. Więc uważajcie na siebie, nie łamcie się i bądźcie zdrów!


SPONSOR 

Fundacja sponsorująca to taka organizacja non-profit. Aby być takim sponsorem, musi posiadać licencje przyznane przez Radę Międzynarodowej Wymiany Edukacyjnej (CIEE). Mówiąc prosto. Sponsor to taki wasz wychowawca, który odpowiada przed dyrektorem (Departamentem Stanu), a wy jako uczniowie słuchacie się waszego przełożonego i postępujecie zgodnie z tym, co wam powie, tak aby uniknąć przykrego spotkanie z dyrektorem ;)
Dokładnie tak, to sponsor was monitoruje, wspiera i odpowiada za was, w czasie waszego pobytu w USA. To on sprawdza wasze zatrudnienie, czy spełnia wymagane kryteria (istnieje taka lista prac zakazanych, których wy - jako uczestnicy W&T - nie możecie się podjąć, PROGRAM EXCLUSIONS). Dlatego, też będziecie musieli utrzymać stały (comiesięczny) kontakt z fundacją a pomoże wam w tym systemu SEVIS (wyjaśnię to dokładnie w poście-słowniku).
Są 3 ważne rzeczy o których "powinniście" poinformować swojego sponsora:
- zmiana pracy (po przecież otrzymujecie wizę pracowniczą na konkretne zatrudnienie),
- zmiana zamieszkania (abyście godnie żyli),
- znalezienie dodatkowej pracy (abyście godnie zarabiali).
Nie podejmujecie żadnej czynności, dopóki wam nie pozwolą (formalnie), a jak to wygląda w rzeczywistości, opowiem innym razem.
No i ostatnia rzecz. Czasami otrzymacie od nich maila z informacją o święcie narodowym, o atrakcjach w twojej okolicy, o używaniu kasku na rowerze, czy o organizowanym konkursie foto. Wszystko przecież po to, aby was "ukulturowić".

NOTA ODE MNIE:
Summer 2014: Naszą fundacją sponsorującą była CHI (Cultural Homestay International, LINK). Ten sponsor sam się wybrał :P Po prostu spodobała nam się jedna oferta pracy (z udostępnionej listy przez Almatur), na którą aplikowaliśmy (moim kompanem był wtedy Krzysiu :D). Dostaliśmy zatrudnienie a wraz z nim tego sponsora (ta praca, była pod opieką właśnie tej fundacji). Tyle! Kolejno otrzymaliśmy dokumenty z biura od sponsora: application form (dane osobowe, max 1 strona), proof of sufficient funds (ze mamy pieniążki na pokrycie programu), regulamin do podpisana i zgłoszenie na interview z CHI. Wydrukowaliśmy, wypełniliśmy ręcznie i odesłaliśmy skan (taka oto cywilizacja!). Jeszcze tylko rozmowa przez skype z pracownikiem CHI i gotowe! Trafiła nam się przemiła babeczka Kathleen, która mówiła b a r d z o  p o w o l i  i  w y r a ź n i e ;) Wydała nam potwierdzenie "job offer" i już.
Jeszcze przed wyjazdem otrzymaliśmy od nich handbook i krótką prezentacje w powerpoint ;) Potem już, tylko comiesięczne, mailowe przypomnienie o zalogowaniu się do SEVIS.



Summer 2015: Tutaj sytuacja wyglądała zupełnie inaczej - najpierw wybierałyśmy (z Anią) sponsora a potem pracodawcę. Foster współpracuje z wieloma fundacjami sponsorującymi, każda z nich ma z kolei własną bazę danych ofert pracy. Przejrzałyśmy wszystkie i wybrałyśmy tą, która oferowała najlepsze lokalizacje (east coast),  i padło na INTEREXCHANGE (LINK). Pełna profeska. Założyłyśmy konto na ich stronie, gdzie musiałyśmy wypełnić bardziej szczegółową aplikacje. Do tego załączyłyśmy CV i krótki filmik o sobie. Gdy sponsor to zaakceptował, nasza aplikacja była dostępna dla wszystkich pracodawców (zgodnie z kryteriami, które wcześniej zaznaczyłyśmy: lokalizacja, rodzaj pracy, umiejętności itp.). Był jednak też i duży minus. Przez jakiś czas ich strona była w "renowacji", przez co nasz proces rekrutacyjny się opóźnił (wiadomo, im wcześniej tym lepie, a w naszym wypadku było zdecydowanie za późno!). Jednak gorsze okazało się funkcjonowanie ich systemu zatrudnień. Same mogłyśmy aplikować na daną posadę, albo też konkretny pracodawca mógł się do nas odezwać. Tylko tyle, że jeśli ktoś przeglądał naszą aplikację, to jednocześnie blokował ją na 2-3 dni (był to czas na zapoznanie się z zawartymi informacjami, skontaktowanie się z nami i ew. podjęcie decyzji). Problem w tym, że przez to same nie mogłyśmy aplikować, na to co nam się podoba, a po 3 dniach często oferta była już nieaktualna. W ten sposób odmówiłyśmy przynajmniej trzem pracodawcom (bo nie to nam się marzyło), tracąc nasz cenny czas. Ale w końcu udało się! Znalazłyśmy naszą ziemie obiecaną (Westerly, RI). Jednak jak to się skończyło opowiem, kiedy indziej (przy temacie: zmiana pracy).
Ok, to był faktycznie minus. Jednak na wszystko inne nie mogę narzekać. Fundacja była fajnie przygotowana, było szkolenie online, podsyłała cenne info (np. jak wypełnić wniosek o wizę, jak zaplanować nasz pobyt itp.) - przed, w trakcie, po.
Polecam tego sponsora, szczególnie nowicjuszom. Dlaczego? Już tłumaczę. Fundacja ta ma dwie siedziby w New York City i San Francisco. Właśnie w tych dwóch miastach organizuje (obowiązkowe) szkolenie dla wszystkich uczestników programu W&T. Nocleg oni wam zapewniają, jedynie co musicie zrobić to dojechać do jednego z wyznaczonych miejsc. Samo szkolenie trwa max. 3 godz (chyba zaczyna się o 9 rano i kończy jakoś przed południem ;)). W trakcie, przekażą wam kilka przydatnych informacji oraz każdy otrzyma instrukcje dojazdu do miejsca pracy (+ welcome pack i  koszulkę z logo InterExchange). To także szansa na zwiedzenie, już w pierwszych dniach, jednego z wielkich miast (po spotkaniu, macie jeszcze sporo czasu dla siebie). Najważniejsza jest jednak inna rzecz. Mianowicie, możliwość złożenia swojej aplikacji w urzędzie Social Security o wydanie wam ubezpieczenia społecznego SSN (to też jeszcze wyjaśnię). Jest ono niezbędne do podjęcia pracy w USA. Właściwie głównie po to jest całe to zamieszanie - aby wam ułatwić życie. Zatem po przylocie do Stanów (dzień przed waszym szkoleniem) musicie się zarejestrować do systemu SEVIS waszego sponsora. Dzięki temu już kolejnego dnia możecie ubiegać się o SSN. Po spotkaniu, idziecie do takiego urzędu (powiedzą wam co robić i gdzie iść) i składacie swoje papiery. Tyle! Taka karta SSN jest wydawana jednorazowo i na całe życie. [W moim przypadku w 2014 roku, musiałam odczekać przynajmniej 2 tygodnie (po rejestracji w systemie SEVIS mojego sponsora - CHI), wziąć wolne w pracy, zorganizować sobie transport i udać się do najbliższego urzędu (który wcale nie był tak blisko)]. Zatem, dzięki InterExchange jeden z głównych zmartwień będziecie mać z głowy ;)
To zapewne plus dla osób które jadą do Stanów po raz pierwszy, niekoniecznie jednak dla jego weteranów! Bo przecież takie osoby już posiadają swój Social Security Number a samo szkolenie nie będzie dla nich odkrywcze. Dodajmy do tego, że zamiast bezpośrednio udać się do miejsca pracy, muszą jechać do NYC lub San Francisco, co dla wielu wcale nie jest po drodze. Zatem polecam i nie polecam.



OPCJE PROGRAMU

Kto się interesował albo siedzi w temacie, wie, że istnieją dwie opcje programu do wyboru: premium (full service) albo independent (DIY). Zapisując się na program musicie własnie wybrać jeden z nich. 

Full service (job placement). Tutaj sprawa jest prosta. To biuro pomaga wam w znalezieniu pracy i w ogarnięciu wszelkich formalności. Udostępnia wam bazę danych pracodawców, którzy są wcześniej sprawdzani przez konkretne fundacje sponsorujące. Wy mówicie co was interesuje, pracodawca zaznacza czego oczekuje i się znajdujecie! To takie infopraca.pl ;) Zakładacie konto, wpisujecie swoje work experience i aplikujecie na pozycje widniejące na stronie. Idealny wariant dla osób, które jadą na worka po raz pierwszy ;) Przede wszystkim wygoda, bezpieczeństwo i mniej zobowiązań. Macie tu pewność, że praca jest ok (tzn. spełnia kryteria dla W&T a wy wrócicie do pl z dwoma nerkami).  Rzecz jasna, opcja job placement jest droższa od opcji independent (bo przecież płacicie ze dodatkową usługę). Ale czasami warto więcej zainwestować i spać spokojnie. Pamiętajcie także, że program ten jest bardzo konkurencyjny! Liczba miejsc na dane stanowisko jest ograniczona. Zatem im wcześniej rozpoczniecie poszukiwania, tym większa szansa na znalezienie czegoś odpowiedniego dla was ;) 

Independent (self-arranged). Przy opcji self placement, na własną rękę szukacie zatrudnienia w Stanach (bez pomocy agencji!). Istnieje wiele stron internetowych (np. www.j1jobs.com,  www.traveljobsearch.com, www.summerjobs.com,), gdzie możecie szukać pracy na terenie USA. Wiedzcie jednak, że takie poszukiwania są niebywale czasochłonne! Musicie wybierać tylko takie oferty, które są przeznaczone dla "worko-travelowców", zresztą sam pracodawca mało chętnie zatrudnia kogoś niesprawdzonego. Dlatego, czasami najlepsza jest stara szkoła "z polecenia". Uczestnicy programu, z poprzednich lat, mogą wam coś zawsze zarekomendować (przecież po to są te wszystkie grupy na facebookach, aby sobie pomagać, prawda?). Zyskujecie w ten sposób dane do pracodawcy, no i sprawdzone miejsce. Możecie, także śledzić organizowane targi pracy. Tutaj macie szansę osobiście pogadać z pracodawcą i podrzucić mu swoje namiary - a nóż się uda ;) Jednak, opcja ta skierowana jest głównie do tych osób, które brały już udział w wymianie i chcą wrócić na stare śmieci (bo pracodawca jest ok i praca/płaca całkiem spoko). Tutaj indywidualnie ugadujecie się z pracodawcą, który wydaje wam ofertę pracy. Ok, macie to! Jedna ważna rzecz. Mimo, iż sami sobie wszystko ogarniacie to i tak potrzebujecie sponsora, aby otrzymać wizę J-1. Zatem, dostajecie ofertę pracy -> przesyłacie ją do biura -> biuro do sponsora-> sponsor ją sprawdza -> (jeśli wszystko gra) wydaje potwierdzenie zatrudnienia na druku fundacji. Oto tak, w wielkim skrócie to się prezentuje. Opcja ta jest tańsza, ale sami musicie zadbać o wiele szczegółów. Ale jeśli wy nie dacie rady, to kto da? 

NOTA ODE MNIE: 
Jakąkolwiek opcje byście nie wybrali, pamiętajcie, że każda praca jest weryfikowana przez sponsora (pod względem "zakazanych miejsc pracy"). Osobiście dwukrotnie korzystałam z opcji premium (full service). Co prawda, za pierwszym razem staraliśmy się załatwić pracę bez agencji (z polecenia), ale czas gonił i były małe z tym problem, więc ostatecznie zostaliśmy przy job placement. Dlaczego nie skorzystałam z opcji independent za drugim razem? To proste. W 2014 roku byłam w zachodniej części Stanów, z kolei w zeszłym roku chciałam zwiedzić east coast. Nowe miejsce, nowa (nieznana) praca. Wybór był prosty. 
Zatem nie podpowiem za wiele odnośnie tego drugiego wariant. Nie twierdzę też, że jest on wyłącznie przeznaczony dla osób z bagażem worko-travelowym. Nie mniej jednak, pierwszoklasistom polecam full service

I tyle w tym temacie. Do potem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz